piątek, 31 października 2014

Lampiony ozdobne

Prezentuje szklane duże lampiony na t-lighty. Oprószone brokatem, z  ozdobami świątecznymi z papieru ryżowymi. Muszę tylko zrobić nocne zdjęcia z tymi świecznikami ;)


















poniedziałek, 27 października 2014

Shabby chic - deska ozdobna

Wyszła mi spod ręki ostatnio deska w stylu shabby chic. Trochę przecierki, trochę spękań, wszystko jakby było "wiekowe".
 Słowem coś łądnego i ozdobnego a zarazem użytkowego. Co wy na to?
Miłego dnia!










niedziela, 26 października 2014

Fantazja nt. szafki na klucze i coś czarnego

Zrobiłam szafkę na klucze w kolorze białym.Oprócz serwetek całość pocieniowałam farbami akrylowymi oraz użyłam trochę złotego wosku.
Całość zabezpieczona została lakierem.








poniedziałek, 20 października 2014

Złota polska jesień

Przedstawiam Wam dziś zdjęcia konewki i wazonu na wrzosy.
Konewka była kupiona w IKEA a potem ją zamalowałam farbą akrylową, nakleiłam serwetkę, całość popaćkałam patyną.




Natomiast wazon (w zasadzie gazon nagrobkowy) w oryginale był w kolorze pomarańczy, plastikowy ;-)
Zainspirowałam się wpisem na blogu http://deququ.blogspot.com/2014/09/gazon.html .
Przemalowałam ją na "bogato" w słocie, dodając jeszcze fakturę za pomocą gipsu.




niedziela, 19 października 2014

Życie z RAKIEM.

Mówić? Nie mówić?
 ...........





RAK- ten kto zmierzył się z tym sam lub wystąpiła ta choroba u kogoś bliskiego, wie jak trudno o tym się rozmawia i pisze....
Ilu chorych, tyle historii. On faktycznie zmienia całe życie. Chorego i ich najbliższe otoczenie. Nic już nie jest takie samo. Ale czy sami ludzie się zmieniają? Nie. W pierwszej fazie choroby jest strach i paraliż, uczucie pustki, że nic nie będzie się już liczyć w życiu. Jest tylko RAK. W centrum zainteresowania, wokół którego koncentrujemy nasze sprawy, życie i myśli, plany i marzenia. Te ostatnie są w fazie szczątkowej od tej pory, bo nadzieja w tym momencie nie ma racji bytu......
Dopiero po jakimś czasie przychodzi moment przebudzenia. Dlaczego ja? Co robię źle, co zrobiłam źle? Za karę? A może w nagrodę? W tym czasie wiele nocy nieprzespanych, przepłakanych dni. Nie jest łatwo.  
Po przemyśleniu wszystkich pytań, przychodzi odpowiedź: Przecież życie nie jest łatwe, nikt nie powiedział że zawsze będzie lekko łatwo i przyjemnie! 
To życie jest CHOLERNIE popieprzone. Ale trzeba żyć życiem TERAZ. TU i TERAZ.
Ja go mam i wiem, że nie wyzdrowieję. Ta choroba jest nieuleczalna i przewlekła. Do końca, do śmierci będę go miała. Przeszłam już dwie operacje i trzy rzuty choroby w ciągu dwóch lat. Teraz jest stabilizacja. 


Dlatego nauczyłam się żyć inaczej. Smakować życie, każdy dzień, każdą chwilę. Nie można marnować czasu, nie można oglądać się na innych. Trzeba popatrzeć wgłąb siebie i spytać: co chciałabym jeszcze zrobić, jakie mam plany, marzenia, pasje? Bo każdy ma plany, marzenia. Małe i duże- tylko wciąż odsuwa od siebie to wszystko na później, skupiając się na rzeczach realnych.
A choroba wyzwala w nas heroizm i szaleństwo. Bo trzeba mieć mnóstwo odwagi, żeby znaleźć siłę do walki z nowotworem. Trzeba RAKA zepchnąć z centrum naszego życia, nie wystawiać mu pomników, śpiewać pieśni żałobnych za życia- mimo że się ma tylko 40 lat! Trzeba przestać się otaczać ludźmi, którzy są jak piranie emocjonalne. Wysysają z nas całą energię i pogrążają nas w otchłań nicości. Nasza perspektywa się zmienia: inaczej patrzymy na świat i na ludzi. Zweryfikowałam swoje otoczenie, swoich znajomych, którzy przestali być moimi przyjaciółmi, kiedy się dowiedzieli o chorobie. Z chorym na nowotwór są przecież same problemy: nie jest dyspozycyjny, nie pije alkoholu, nie pojedzie na narty, nie pojedzie się wspinać, nie zaliczy Gerlachu, nie wstanie o 6 rano żeby biegać...Nie pójdzie pływać na basen, bo ma odporność zerową i wreszcie że kontakt z KAŻDĄ chorobą wirusową, w tym z żółtaczką wirusową jest groźna!!!
Rodzina też nagle dostrzegła rzeczy, które dotychczas robiłam. Zakupy, pranie czy sprzątanie samo się nigdy nie robiło. A ugotowanie obiadu to nie jest "bułka z masłem". Przyzwyczajeni byli do codziennych obiadów 2- daniowych. Samo się nie prasuje i nie pierze. Nagle piętrzą się nie zrobione rzeczy, góry prania, pretensje... Nie mam prawa odpocząć, żądają ode mnie rzeczy niemożliwych... Kocham swoje dzieci, męża, ale nie jestem męczennicą i nie zgadzam się na traktowanie mnie tak jakbym nie byłą chora poważnie. A ja się nie licytuję z nikim o tym kto jest bardziej chory.
Dyskutować też trzeba umieć. Jest mur wrogości i niezrozumienia przez który nigdy nie przejdę. Ale staram się go nie widzieć, omijać , ignorować. Tak jest lepiej. Wziąć głęboki oddech i znaleźć pokłady energii w mojej pasji . Odkrywam nowe rejony sztuki, stworzyłam swoją własną przestrzeń, dzięki której wiem, że żyję. I jestem z tym szczęśliwa.
A spotykam się tylko z tymi ludźmi, którzy chcą się ze mną spotkać, chcą rozmawiać. Mam o czym rozmawiać. Nie jestem sama. Telefony, sms-y, spotkania. Nic na siłę.  "Prawdziwych przyjaciół poznajesz w biedzie".  Tylko Pani Dulska robiła wszystko "na pokaz" Tylko żeby ludzie nie gadali.... A ja nie znoszę obłudy i nieszczerości, zakłamania.

PS.Wiem wiem - to wszystko się nazywa asertywność ;-)